Nie lubię kolędy. Za dzieciaka też nie lubiłam. Jestem wierząca - niepraktykująca. Do kościoła chodzę ale okazyjnie - chrzest, ślub, pogrzeb, Święta. Jak mam ochotę się pomodlić to przecież nie muszę iść do kościoła, mogę też to zrobić w domu? Czyż tak nie jest?
W moim domu rodzinnym gdy ksiądz chodził po kolędzie, najpierw przychodzili ministranci zaśpiewać kolędę. Ksiądz w między czasie siedział u sąsiadów. Do puszki wrzucaliśmy zazwyczaj im 20 zł. Po kilku latach tata przestał wrzucać do puszki a dawał chłopakom kasę do kieszeni, aby coś mieli z tego kolędowania. Ksiądz przecież zgarnia z łażenia po domach niezłą kasę, więc chłopakom też się coś należy. Mama do koperty zazwyczaj wkładała 50 zł. Kolęda wyglądała tak że jak przychodził już ksiądz to wszyscy razem się modliliśmy, ksiądz pokropił pokój, trochę pogadał, wziął kasę i poleciał do następnych sąsiadów.
Teraz kiedy jestem na swoim najchętniej księdza bym nie wpuściła. Pierwsza wizyta księdza w naszym mieszkaniu była niespodziewana. Ksiądz odwiedził nas już 6 grudnia. Przyszli ministranci się zapytać czy przyjmiemy księdza, powiedziałam że nie bo nie jesteśmy przygotowani. Pomyślałam skąd ja teraz wezmę kopertę aby włożyć kasę, przecież do ręki mu nie dam. Ministranci więc poszli do następnych sąsiadów. Z tego co zauważyłam to sporo osób go nie wpuściło. Ogarnęłam temat na szybkiego i udało mi się przygotować wszystko na stole. Znalazłam starą kopertę, włożyłam do niej 50 zł bo nawet nie miałam drobniej, a głupio było by mi nie dać nic. Wyszłam na korytarz i mówię do ministrantów że jednak przyjmę księdza, mieli nietęgie miny, liczyli pewnie że szybciej skończą. Przyszedł ksiądz, też się pomodlił, pokropił nasze ściany, wpisał nas do swoich kart bo byliśmy nowymi mieszkańcami, trochę pogadał, wziął kasę i poszedł. Ministranci nie dostali ode mnie nic, bo nie zaśpiewali. Chwilę później pomyśleliśmy z mężem że może to byli oszuści, bo 6 grudnia kolęda? Dlaczego tak szybko. Ale sprawdziłam na stronie ogłoszeń w Parafii i wszystko się zgadzało.
Rok później byłam już przygotowana na kolędę. Ministranci znowu nie przyszli zaśpiewać, zapytali tylko czy przyjmę księdza, więc znowu nie dostali ode mnie kasy. To była najszybsza w moim życiu kolęda. Ksiądz zapomniał o wspólnej modlitwie. Wparował do mieszkania, wziął kropidło, zamienił dwa zdania i leciał dalej. Dostał 50 zł ale nie wiem za co. Chyba miał cynk że pod kościołem bezdomny będzie rozdawał samochody i dlatego mu się tak śpieszyło.
W przyszłym roku do koperty włożę tylko 20 zł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz